Świąteczne batony proteinowe: Quest, BSN, ON Nutrition – testuję edycje limitowane

0
Świąteczne batony proteinowe: Quest, BSN, ON Nutrition – testuję edycje limitowane
0.00 avg. rating (0% score) - 0 votes

W tym roku producenci batonów białkowych byli wyjątkowo łaskawi i wyjątkowo pomysłowi – o ile w ubiegłych latach świątecznych smaków można było szukać ze świecą, o tyle w tym roku niemal każda licząca się marka wypuściła na rynek limitowaną edycję w kojarzącym się ze świętami smakiem.

Wzięliśmy na warsztat (a właściwie na języki 😉 ) 3 batony w najbardziej charakterystycznych smakach żeby sprawdzić czy jest się czym zachwycać.

Quest Bar Peppermint Bark – test smaku

Bank rozbił Quest z batonem Quest Peppermint Bark, który trafił na rynek już w pierwszym tygodniu listopada, rozpoczynając korowód kolejnych premier świątecznych. No właśnie – trafił… i od razu zniknął. Zapotrzebowanie na świąteczne smaki było tak dużo, że nakręceni żądzą posiadania i smakowania klienci zmietli z półek cała partię w 1 dzień, w sklepie internetowym Quest baton nie ostał się nawet kilka godzin, co skończyło się lawiną komentarzy na Fanpage’u Questa pozostawionych przez rozczarowanych klientów. Trudno powiedzieć, (czytaj: nigdy się nie dowiemy, ale coś jest na rzeczy), czy faktycznie zapotrzebowanie na batona przerosło szacunki producenta, czy była to tylko zagrywka marketingowa, dość powiedzieć, że w ciągu kilku dni kryzys został zażegnany a do sklepów trafiła nowa partia batonów.

Quest Peppermint Bark review

Opakowanie jest miętowo-zielone, i bynajmniej nie jest to przypadek,bo to dominujący smak batona. Może się to wydawać nieco dziwne, bo w Europie miętowy smak nie jest czymś specjalnie kojarzącym się ze świętami, ale w USA to w zasadzie klasyka gatunku; peppermint bark to dosłownie łamaniec (albo kora) miętowy, na który składa się ciemna czekolada, oblana mleczną czekoladą, w której z kolei zatopione są kawałki candy cane czyli miętowej laski cukrowej (o tym dalej).

Po wyjęciu z opakowanie ukazuje się nam baton oblany sowicie białą polewą (to trzeci Quest w polewie w historii Questa, pierwszym był również sezonowy Quest Pumpkin Pie, który w tym roku tryumfalnie powrócił na salony, a drugim rewelacyjnie przyjęty Quest Birthday Cake, jeden z lepiej sprzedających się w Europie smaków). Polewa batona nie jest aż tak pstrokata jak mogłoby sugerować opakowanie, drobinki Candy Cane są raczej blade, ale są.

Po przełamaniu baton zdecydowanie bardziej przypomina zdjęcie z opakowania – mamy konkretne, wyraźnie od siebie oddzielone warstwy, ciemną oraz jasną, zamknięte ramą polewy.

Ciemna masa jest delikatnie czekoladowa, nie jest to intensywność czekolady znana z Quest Chocolate Brownie, bliżej jej do łagodnej czekolady znanej z Quest Oatmeal Chocolate Chip. Jasna masa ma smak trudny do zdefiniowania – na pewno jest słodka, można w niej wyczuć migdały, orzechy cashew, może wanilię, ale żaden z tych smaków nie wysuwa się na pierwszy plan i nie dominuje. Polewa jest miętowa – i tu znów zaskoczenie, bo nie jest to intensywna mięta znana z Quest Mint Chocolate Chunk, a raczej mięta z landrynek dla dzieci, słodka, nie piekąca, przyjemna, i choć obca mi jest kultura lasek cukrowych, to w jakiś sposób połączenie tego delikatnie miętowego smaku, i czekolady faktycznie wprawiło mnie w świąteczną atmosferę – być może skojarzenie popchnęło wspomnienie czekoladek After Eight, które jako dziecko dostawałam od Dziadka pod choinkę.

Dużą zaletą batona jest konsystencja – jest autentycznie mięciutki i bardzo przyjemnie się go je. Mięta nie jest smakiem, który miałby szanse podbić moje serce bezapelacyjnie i trafić do mojego Top5 batonów ever, ale ogólnie miętowego Questa w świątecznym wydaniu oceniam na plus i chętnie jeszcze kilka razy wrócę do niego w tym sezonie, po czym zapomnę, i od września przyszłego roku znów będę go tęsknie wypatrywać 🙂

BSN Syntha-6 Protein Crisp Bar Candy Cane – test smaku

W drugiej kolejności testowałam BSN Syntha-6 Protein Crisp Bar Candy Cane – przyznaję z ręką na sercu, że marka nie jest mi szczególnie znana z batonów, dotąd kojarzyłam raczej ich odżywki w charakterystycznych czerwonych opakowaniach, ale odrobiłam zadanie domowe i wychodzi na to, że batony Protein Crisp w pozostałych smakach mają swoją rzeszę wiernych wielbicieli. Ten baton trafił na półki Guiltfree (i do moich testów) wyłącznie ze względu na świąteczny smak, gdyby nie to, prawdopodobnie nigdy bym się na niego nie natknęła. A byłoby szkoda.

BSN Syntha-6 Protein Crisp Bar Candy Cane

Opakowanie utrzymane jest w charakterystycznej dla marki czerwono-czarnej kolorystyce i tylko niewielki obrazek oraz podpis 'limited edition’ sugeruje, że mamy do czynienia z produktem świątecznym.

Po otwarciu opakowania nie ma już wątpliwości – od razu rzucają się w oczy kawałki biało-czerwonych lasek cukrowych Candy Cane. No właśnie – Candy Cane to kolejny atrybut amerykańskich świąt, nie do końca rozpoznawany i kojarzony z tym właśnie okresem w Europie. Jeśli jednak powiem wam,że Candy Cane to zakrzywiona, biało czerwona, pasiasta zagięta laseczka, to już będziecie wiedzieć o co chodzi, prawda? Na pewno nie raz widzieliście takie słodycze w filmach czy reklamach. Słodka waniliowa laska cukrowa zawiera dodatek olejku z mięty pieprzowej, stąd jej charakterystyczny miętowy smak – w okresie od Dnia Dziękczynienia do Bożego Narodzenia biało-czerwona kolorystyka oraz laski cukrowe są w USA absolutnie wszechobecne a firmy prześcigają się w produkowaniu słodyczy o tym smaku: są więc syropy, ciasta, obowiązkowo kawa ze Starbucksa, jest Oreo z biało-czerwonym kremem i całe mnóstwo innych słodyczowych atrakcji nawiązujących do Candy Cane.

Baton BSN składa się z pozlepianych ze sobą chrupiących sojowych kuleczek – nie są bardzo chrupiące, nie jest to forma batonika zbożowego jak Cini Minis czy Chocapic, powiedziałabym wręcz, że kuleczki dzięki temu, czym są pozlepiane, są lekko wilgotne. Kuleczki nie mają swojego smaku – jeśli już można coś o nich powiedzieć, to że są słodkie. Baton od spodu umoczony jest w mlecznej czekoladzie, jest też kilka jej zygzaków z wierzchu. Nie ma się co oszukiwać, nie jest to czekolada najwyższych lotów, raczej dość podrzędna mleczna czekolada, ale jako wielbiciel wszystkiego co czekoladowe nie czuję, że muszę wybrzydzać: jest czekolada, jest dobrze. Z wierzchu mamy wspomnianą wcześniej biało czerwoną pospypkę z kruszonych świątecznych landrynek, kruszonka jest na bazie cukrowej, a nie słodzikowej, jest więc autentycznie słodka, lekko przy tym miętowa.

Ogólnie batona oceniam na plus, nie zostanie mi w pamięci na długo, nie będę pewnie o nim pamiętać za rok, ale gdyby teraz ktoś podsunął mi pod nos kawałek, chętnie bym go zjadła 🙂

Optimum Whipped Bites, Gingerbread Bites – test smaku

Last but not least…

Na koniec mój absolutny faworyt w tym zestawieniu – wiem, że zdradzam zakończenie przed czasem, ale mam z tego dużą przyjemność, bo dałam się sobie sama zaskoczyć, bo po tym produkcie nie spodziewałam się aż tak wiele. Dlaczego? Bo Cake Bites jako seria zwyczajnie nie przypadły mi do gustu – ot, batoniki, tyle że okrągłe, tak właśnie o nich do tej pory myślałam.

A tu pojawiają się Optimum Whipped Bites, Gingerbread Bites i od razu taka niespodzianka!

Opakowanie bardzo dopasowane, z Ciastusiem, w jednoznacznie świątecznych kolorach, błyszczące i zachęcające. W środku dwa równiutkie, dość grube krążki, oblane równo grubą warstwą białej polewy, która po przełamaniu pęka zostawiając na wierzchu łamane linie zupełnie jak na prawdziwym lukrze.

A w środku… w środku proszę Państwa mamy pierniczek. Najprawdziwszy, wzruszająco wręcz pyszny słodki pierniczek, z całą gamą tradycyjnych świątecznych smaków kojarzących się z kuchnią mojej Mamy i Babci – takich prawdziwych, a nie sztucznych aromatów puszczonych w markecie z dyfuzora aby nakręcić nam mózgi na świąteczne wydawanie pieniędzy. Jest cynamon, jest goździk, jest wszystko to, co powinno być w pierniczkach – można oczywiście upiec własne bezglutenowe pierniki bez cukru, ale prawdę mówiąc, te z On Nutrition są przegenialne.

Optimum Whipped Bites, Gingerbread Bites

Wnętrze jest mięciutkie, aromatyczne, idealne, wprost nie mam słów, żeby napisać, jak bardzo zachwycają mnie te małe białe cudeńka. Mogę im zarzucić tylko jedno – ciężko mi zachować umiar w ich jedzeniu, o ile do Questa Peppermint Bark wrócę myślami we wrześniu 2019, o tyle o pierniczkowych bitesach trudno będzie mi zapomnieć już w styczniu. Jak w przypadku wszystkich limitek, także i ta przyjechała do Guiltfree tylko w jednej dostawie – jeśli chcecie się nacieszyć świątecznymi smakami proteinowych łakoci, albo obdarować kogoś paczką świątecznych proteinek, pospieszcie się, bo

Czego już nie ma, tego już nie będzie 😉

0.00 avg. rating (0% score) - 0 votes